Wydarzenie

Po sierpniowych regatach TeleTrade w Chorwacji zostałem zaproszony przez ich koordynatora sportowego do wzięca udziału i poprowadzenia jachtu w kolejnym realizowanym przez niego wydarzeniu w Turcji. Pływałem tam już rok wcześniej i znałem akwen. Podczas tych regat załogi miały stanowić ekipy różnych firm prowadzących sieci restauracji i zapewniających ich obsługę biznesową. Rozpoczęcie regat zostało zaplanowane w zatoce pod hotelem D-Hotel, luksusowym i reprezentacyjnym miejscem. Dalszy plan przewidywał przejście do Selimyje, następnie do Bozburun, na Simi w Grecji i spowrotem do D-Hotel.

Prolog / Epilog

Przed regatami musieliśmy odebrać jachty z czarterowni, a po regatach odprowadzić je do macierzystej mariny. Salony 41 na których pływaliśmy stacjonują na co dzień w Marmaris. Tam je odbieraliśmy i czekała nas perspektywa samotnego pokonania 50mil do zatoki pod D-Hotel.

Odbiór przebiegł w miarę sprawnie. Ustawiliśmy flotyllę 9-ciu jachtów i ruszlyliśmy z zatoki na południe. Wiał zachodni wiatr, pełne 4B. Schowani za górami nie byliśmy na rażeni na fale. Kiedy wyszliśmy za cypel i zaczęliśmy obracać się ku zachodowi zaczęło się robić coraz ciekawiej.

Wraz z obniżającym się słońcem wiatr tężał. Wraz z „odginaniem” lądu ku północy i zachodowi rosła fala. W szkwałach wiatromierz wskazywał chwilowe 40węzłów prędkości wiatru. Stabilnie wiało ok. 30. Fala rozbijana dziobem podnosiła strumienie wody. Wiatr zabierał je ze sobą i perły doświetlone zachodzącym słońcem lecialy strugą na mnie i innych sterników.

Wychodząc z portu ubrany byłem w szorty i koszulkę. Po pierwszym uderzeniu podniesionej fali. Byłem już mokry do cna. Mimo, że woda w morzu i powietrze ponad nią były cieplejsze niż na Bałtyku latem :), szubko zacząłem odczuwać wyziębienie. Hipotermia to cichy morderca więc nie czekałem zby długo. Stanąłem w dryf i zszedłem włożyc pełny sztormiak. Przy okazji wziąłem też maskę do nurkowania. :) Przydała się - kolejne bryzgi nie wbijały mi się w oczy, mogłem spokojnie zająć się sterowaniem.

Po zachodzie słońca wiatr zaczął słabnąć, odbiliśy ku północy, coraz głębiej wchodziliśy w kolejną zatokę. Przed północą byliśmy w zatoczce pod D-hotel i stanęliśmy na kotwicy.

Po zakończeniu regat musieliśmy odstawić jachty spowrotem do Marmaris. Pogoda była spokojniejsza i trasę przebyliśmy bez żadnych przygód. przygody zaczęły się przy odbiorze. Pierwszy raz w życiu widzialem sytuację gdzie czarterodawca jak pies gończy wyszukiwał wszelkich problemów w zwracanych jachtach. Wszystkie braki, które nie zostały zgłoszone podczas odbioru, były wliczane na poczet potencjalnego zdejmowania z kaucji. Sytuacja z godziny na godzinę robiła się coraz bardziej tragikomiczna. Na szczęście jakoś została obsłużona przez organizatorów i mogliśmy odjechać na lotnisko.

Załogi

Po nocy w D-Hotel, turecka obsługa regat dostarczyła nam do lodówek przekąski i Instrukcję Żeglugi w języku rosyjskim. Trochę dziwna sytuacja bo większość skiperów mówiła głównie po angielsku, a po rosyjsku tylko załogi, które w większości po raz pierwszy były nie tylko na regatach, ale także na jachtach.

Ja nie miałem z tym problemu. Wiedziałem już, że moją załogę będzie stanowić ekipa Leader Group. Przejrzałem sobie IŻ i dotarłem do miejsca w którym zaprezentowano listy załóg - doczytałem, że na naszym jachcie będą sami panowie.

Po śniadaniu spłynęliśmy na brzeg przy plaży od strony morza. Tam już stały drużyny, każda w koszulkach innego koloru. Idąc pomostem rozglądałem się szukając logo poznanego na jachcie. Kiedy widzialem w skłacie dziewczyny, szedłem dalej. Rzut oka na jedną z koszulek i dojrzałem logo Lider Group. Drugi rzut oka i widzę obok kobietę. :) Znów na logo - OK - to moi ludzie. Później okazało się, żę czytając imiona zinterpretowałem żeńskie Wita (Вита) jako męskie Witia (Витя). :)

Jak się okazało, moi załoganci nigdy wcześniej nie byli na jachcie. Musieliśy uczyć się wszystkiego od podstaw. Podobnie było na innych jachtach, chociaż na niektórych pojawiali się regatowcy amatorscy i profesjonalni, żeglujący aktualnie i sprzed kilku lat.

Regaty

Pierwszego dnia weszliśmy na jachty. Zrobiłem moim załogantom szkolenie z podstawowych instalacji na jachcie, takielunku, ożaglowania i teorii żeglowania. Popołudnie spędziliśmy na treningu - zwroty przez sztag i rufę, ostrzenie, odpadanie. Praca załogi podczas manewrów, poruszanie się po jachcie, balastowanie, itp. Kiedy już się wszyscy zmęczyli stanęliśmy na kotwicy na małą przekąskę i kąpiel.

Wieczorem kolacja w tawernie w Selimije, shisha i rozmowy do późna w nocy. Zapoznaliśmy się z grubsza ze sobą. Mogliśy pójść spać.

Kolejny dzień to regaty długodystansowe z Selimije do Bozburun. Niestety tuż po starcie w zatoce okazało się, że po wyjściu na szersze wody wiatru nie ma. Pod Bozburun Yacht Club zapłynęliśmy na silnikach. Tam odbyło się kilka wyścigów po śledziu i popłynęlismy do brzegu.

Kolacja i dyskusje nat tematem regat. Wszyscy już mniej więcej wiedzieli o co chodzi. :)

Kolejnego dnia wyścigi na zatoce pod Bozburun. Warunki nie były łatwe. Odkrętki w kilku miejscach trasy, stałe ale przsuwające się po kilkadziesiat metrów w różne miejsca. Trafienie w niekorzystną powodowało dwa dodatkowe zwrroty w krótkim czasie. Przed wieczorem jeszcze dwa bardzo krótkie biegi w jeszcze węższej części zatoki. Zmęczeniu spłynęliśy do portu na kolację i odpoczynek.

Rano, po śniadaniu, wyruszyliśmy na szybki przeskok na Simi. Grecja cały czas upaja mnie swoją atmosferą. Podobnie było i tym razem. Wieczór na kolacji u Manosa był wisienką na torcie tego dnia. Kolacja w stylu greckiego wesela, z kilkoma daniami i tradycyjnym tańcem z biciem talerzy. :)

A po kolacji kolejne wyścigi America's Cup pomiędzy Team Oracle USA i Team New Zeland.

Z Simi do D-Hotel odbył się bieg ostatni i długi za razem gdzie na kursach baksztagowych broniliśmy się przed spadkiem na ostatnie miejsce. Zakończyliśmy wyścig na piątym miejscu i udało się nie zamykać całej stawki z tyłu.

Gala zamknięcia odbyła się na wysuniętym w morze tarasie pod D-Hotel. Ogniska, tańce na deskach, wino i śpiew. Zabawa do białego rana.